
I nic mi się także nie urodziło


Oto krótka relacja na którą wszyscy czekali (więcej postaram się przygotować może w formie artykułu)
Otóż po dwóch tygodniach udało mi się przywrócić Kangoorka do życia (przy wydatnej pomocy kilku osób - _ONE_, Rafał jeszcze raz wielkie dzięki)
Zaczęło się od nieprzyjemnego "klepania" w silniku. Okazało się, że jeden z zaworów ssących jest tak uklepany, że dźwigienka popychacza po prostu z niego zeskakuje.
Diagnoza - zawór do wymiany.
Zapadła decyzja, że nie oddaję auta w obce ręce i robię wymianę wraz z kolegą Łukaszem (pracował kilka lat w warsztacie). Kilka telefonów do hurtowni i po znajomych i wiem gdzie i jakie części kupić


Rozbieramy silnik, wymieniamy dwa zawory (uklepany ssący i wydechowy który tez nie wygląda za dobrze). Składamy wszystko do kupy, i próbujemy odpalić. Trochę to trwa i akumulator odmawia posłuszeństwa



Decyzja - rozbieramy jeszcze raz.
Diagnoza - zatarty wałek rozrządu, zerwany klin pod kółkiem pasowym paska rozrządu i w konsekwencji tego 5 wygiętych zaworów


Po krótkim rozeznaniu okazuje się, że bardziej opłaca się poszukać nowej głowicy niż regenerować popsutą.
I tu wkracza do akcji nieoceniony _ONE_

Procedura przygotowania i uzbrajania głowicy i wszystko gotowe do ponownego składania.
Do działania przystępujemy z Łukaszem we wczorajsze niedzielne popołudnie. Wszystko idzie OK (w końcu już drugi raz składamy silnik


KANGOOR ON THE ROAD AGAIN

Wszystko to, jak już pisałem, trwało 2 tygodnie i odbywało się w temperaturze poniżej zera.
Ale zakończyło się sukcesem (może nie od razu, ale zawsze

Jeszcze raz dziękuję wszystkim zaangażowanym osobom.
Tak jak pisałem - w wolnej chwili przygotuję relację (ze zdjęciami) z wykonanych prac.
PS. Dziś z okazji triumfalnego powrotu na drogę założyłem krawat w Kangoorki
