Skoro ma być relacja to jest relacja:
Prognozy pogody na weekend nie były zbyt optymistyczne, więc nasze bagaże wypełniały bluzy,swetry i wszelaki sprzęt przeciwdeszczowy.
Właściwie wyekwipowani byliśmy, jak na wyjazd w listopadzie do Norwegii. Ale jak się okazało - nie było to zupełnie bezzasadne.
Wyjechaliśmy z Krakowa w czwartek wieczorem z zamiarem przespania się po drodze i przybycia na miejsce wypoczętym i gotowym na wszelkie zlotowe wyzwania.
Rano wpadliśmy jeszcze do Gdyni odwiedzić Skwer Kościuszki - moje ulubione miejsce w Trójmieście. Do nabrzeża akurat zacumował Dar Młodzieży.

Pogoda, jak kobiety, była zmienna i obok chwil słonecznych spotykał nas deszcz.

Gdy dojechaliśmy (nie bez błądzenia) na miejsce zlotu, zastaliśmy tam już gospodarza -
georgea wraz z rodziną w całości zaangażowaną do przygotowań.
Były też pierwsze załogi -
bercika70 i
Adika. Po zakwaterowaniu się (ja z Mają na parkingu) i przybyciu większości pozostałych załóg odbyło się losowanie numerów startowych i oklejanie nimi naszych zwierząt.
Jak widać mnie dostała się 12-tka.


Na miłych pogawędkach i przechadzkach po ośrodku oraz przejażdżkach na zakupy do Kolbud upłynął nam czas do wieczora kiedy to rozpoczęliśmy grilowanie.

Jak widać sprzęt ogrodniczy ma niezwykle szeroki wachlarz zastosowań.

Absolutnie nie jest prawdą jakoby na zlotach KKP pity był alkohol!

Wiz przywiózł krupnioki (taka nowa świecka zlotowa tradycja)
Mały problem był jedynie z ich przygotowaniem. Po prostu ciągnące się bez końca dyskusje (a może były to monologi

) strasznie mu w tym przeszkadzały


Jednak już po około 2-ch godzinach krupnioki zaległy nad żarem

Zajęcia odbywały się w podgrupach.
Wiz był we wszystkich.


Rankiem dnia następnego niektórzy byli jakoś tak... zmęczeni?

A tu nie było miętkiej gry. Na placu boju pojawił się niejaki
Plaser z
http://www.drezyny.pl/ To, że przyjechał terenowym samochodem nie wróżyło dobrze. Okazało się, że przygotował dla nas trasę nawigacyjna po okolicznych drogach nie tylko asfaltowych.
Żeby urozmaicić nam jazdę trzeba było do tego przetłumaczyć tekst z "jęz. Morse`a" na polski...

W tekście ukryte były zadania do wykonania na trasie.
Powiem tak - łatwo nie było. Świadczy o tym choćby brak zdjęć z tej konkurencji. Ale dojechaliśmy. Zresztą podobnie jak i wszyscy inni. Czasem z różnych (o dziwo) kierunków ale dojechaliśmy.
Dojechaliśmy na parking przed bocznicą kolejową.

Po chwili naszym oczom ukazał się bardzo dziwny pociąg złożony z trzech drezyn

No i nie było rady, trzeba było wsiadać i naginać



Po dojechaniu do końca naszej trasy mieliśmy nadzieję, że to już koniec udręki, bo pod górę trzeba było się naprawdę nieźle namachać, ale gdzie tam!
Teraz dopiero zaczęły się schody.
Plaser bo krótkim wykładzie zaczął nas wszystkich egzaminować z sygnałów kolejowych.

Kolejka jak widać była dość długa, a najczęstsze co słyszał egzaminowany to : "NA KONIEC KOLEJKI!"

W końcu po długich bojach udało nam się wszystkim zdać ten koszmarny egzamin i dostaliśmy dokument "Prawo Jazdy Na Drezynę Ręczną" w Kategorii B - Bierny wioślarz.
Mogło być gorzej - A to Absolutny pasażer
O kategoriach
C - Celujący załogant
D - Dowódca
czy E - Extra dowódca
mogliśmy jedynie poczytać, bo nawet nie pomarzyć...
Na szczęście droga powrotna biegła z górki więc jechało się lżej. O mały włos dzięki uprzejmości niektórych klubowiczów nie musiałem wracać na piechotę.
Ale co tam, nie jestem mściwy.
Ja po prostu pamiętam...

Po powrocie do ośrodka i zjedzeniu zasłużonego obiadu mieliśmy chwile czasu wolnego. Maja wyciągnęła mnie na rower wodny.
george nie dał nam zbytnio poodpoczywać i zaraz wyposażył nasze rumaki w kopie i kazał nam się pojedynkować z... balonikami podoczepianymi do wbitych w ziemię kijków.
Oj nie było łatwo, niektóre balony miały wyjątkowo twardy charakter i mimo kilkakrotnego dźgania nie dawały się. Utrudnieniem było to, że każde użycie biegu wstecznego było punktowane ujemnie. Niektórzy nieźle nazbierali tych minusów.


Dalej było jeszcze ciekawiej! Poprzywiązywali nam do nóg deski i tak powiązanym po 3 osoby kazali iść slalomem.
Nie liczyłem zębów zostawionych na trawniku.


Jedną z konkurencji było przeciąganie Kangoora.
Mimo starań nie popisałem się zbytnio...

W tak zwanym międzyczasie okazało się, że tego dnia w ośrodku miała mieć miejsce impreza weselna. Ponieważ brama ośrodka na bramę mogła nie wystarczyć,
Wiz użył swojego samochodu jako zapory. Coby nie było żadnych wątpliwości "o tssso chozzziii" Kangoor został stosownie przystrojony

Zdziwienie drużby było chyba spore zważywszy na czas jakiego potrzebował do namysłu i wyboru metody działania.
Jednak przyznać należy, że w końcu umiał się znaleźć. Cukierki zostały zjedzone bardzo szybko. Produkty wyżej procentowane - nieco później

.


Kolejną konkurencją był rzut do celu. Konkurencja ciut kuchenna, bo celem była patelnia, a amunicją jajka, cebula i buraki.


Byliśmy z Mają bezkonkurencyjni

Mój jeden i jej dwa celne rzuty nie dawały innym szans
Jeżeli ktoś myślałby, że to już koniec był, to w wielkim błędzie jest.
Dalej było tylko trudniej.
Trzeba było nawlec całą dziewięcioosobową drużynę na linę. A lina musiała przechodzic pod ubraniem.
Dokładniej - pod KAŻDĄ częścią ubrania.
Co bardziej zahartowani rozbierali się do tej konkurencji, a zimno było łokrutne...


Równolegle odbywała się konkurencja dla najmłodszych polegająca na tworzeniu szeroko rozumianej sztuki artystycznej. Efekty były następnie wystawione o ocenione.


Wieczorem grill przygotowany przez obsługę ośrodka i oczywiście coś do popicia. W umiarkowanych ilościach, bo przecież następnego dnia większość z nas miała do pokonania drogę powrotną do domu.
EDIT: Odbyło się też oczywiście wręczenie nagród zwycięzcom poszczególnych konkurencji i klasyfikacji ogólnej. Była też jedna nagroda pocieszenia. Nie napisze jednak ani dla kogo ani co to było
Obok grilla płonęło ognisko, które ratowało od zamarznięcia.

Harmonogram ostatniego dnia zlotu był dosyć napięty z uwagi na wydarzenie szczególne. Był nim przejazd uliczkami Starego Miasta w Gdańsku i postój w miejscu zazwyczaj niedostępnym dla samochodów - pod fontanną Neptuna na Długim Targu.
A napięty był dlatego, że mieliśmy ściśle określony czas na znalezienie się w tym miejscu i jego opuszczenie. Aby nie zniechęcać potencjalnych przyszłych naśladowców pominę tu opis procedury i ilość różnych instancji, od których zależał ten punkt programu, powiem tylko tyle, że w miarę jak
george opowiadał o kolejnych krokach w tym kierunku, moje oczy robiły się coraz większe
i większe i większe...Koniec końców wyjechaliśmy z ośrodka i w kolumnie udaliśmy się do Gdańska


Gdzie dzięki sprawnej organizacji bez większych przeszkód ustawiliśmy się w piękne półkole




Na koniec jeszcze jeden przejazd kolumną przez miasto

Dojechaliśmy na Gradową Górę gdzie po ostatniej sesji fotograficznej pożegnaliśmy się

Wyjechaliśmy z Gdańska tuż po południu ubrani w polary.
Koło Torunia zdjąłem polar.
Koło Włocławka otworzyłem dach
W Łodzi zdjąłem koszulę
A w Krakowie przed 21-szą było ponad 20 stopni.
I kto mi powie, że pogoda nie jest złośliwa?
Na koniec trochę statystyk.
W V Zlocie Klubu Kangoo Polska uczestniczyło 17 załóg. Pobiliśmy (może nie spektakularnie ale jednak) rekord.
W klasyfikacji konkurencji młodzieżowych miejsca kolejne zajęły:
I miejsce
Patrycja z załogi
AdikaII miejsce
Gosia z załogi
bercika70III miejce
Beata i Marta z załogi
DrucikaW konkurencjach celnościowych miejsca kolejne zajęli
I miejsce
LucassII miejsce
AdikIII miejsce
jasW konkurencji Strong Kangoo
I miejsce
AdikII miejsce
WizIII miejsxce
GavelW klasyfikacji ogólnej
III miejsce i tytuł II Vice Kangoomistrza otrzymał dempsejII miejsce i tytuł Vice Kangoomistrza otrzymał GavelKangoomistrzem roku 2009 został Adik.
Teraz pora na podziękowania:
Przede wszystkim
georgeowi z całą rodziną, za to, że chciało im się zaangażować sporo sił w organizację wspaniałej imprezy
Wszystkim uczestnikom zlotu z wybrzeża pomagającym im w organizacji.
Szczególny RESPECT za upór przy wydeptywaniu ścieżek do urzędów.
Pogodzie - za to, że przecież mogła być gorsza
OW Dorota za ugoszczenie nas.
Masacciowi za wyczarowanie zlotowych naklejek.
Plaserowi za egzamin z drezyniarstwa. Egzaminatorzy z WORD to przy nim dzieciaki w piaskownicy.
Wizowi za krupnioki i za to, że pozwalał czasem odezwać się komu innemu.
slayowi za własnej produkcji chleb. Kto nie zdążył spróbować niech żałuje. Naprawdę!
(Poproszę o przepis na PW)
Weselnikom za to i owo.
Jeżeli kogoś pominąłem przepraszam ale pamięć już nie ta
Prywatnie dziękujemy z Mają
bercikowi70 i
Adikowi z załogami za "trochę ciepła" z kominka.
A ja dziekuję
Bullittowej Kasi za Włóczykija. Już mam dla niego miejsce
Szczególne pozdrowienia dla Pani Z Działki Obok Ośrodka i Dwóch Panów Działaczy z Gdańska!
Obecni na zlocie wiedzą o co chodzi.
To chyba tyle.
Ufff....