branio napisał(a):O
Jak Ci było bez nas?
Z Wami to ja bylem Tylko bez kangura
Chyba nie wypada mowic, ze to jeszcze gorzej, ale sami rozumiecie
PanKot napisał(a):Długo to trawło.
PanieKocie, dlugo to trwalo. Bardzo dlugo. Wspoludzial PZU, ktoremu sie nie spieszylo i mechanika-szefa, ktory sporo czasu spedzal w szpitalu, no, a gdy Kota nie ma, to mechanicy, to jest, chcialem powiedziec myszy... obijaja sie.
Na razie jezdzi, chyba dobrze, choc cos dziwnie zgrzyta gdzies na prawo lewo od kierownicy. Podejrzewalem pokrywe skrzynki z bezpiecznikami (tej pod maska), ale nie, to jednak cos innego.
A co mu zrobili. Klepali mlotkami z kazdej strony, moze z wyjatkiem klapy tylnej i przyczepili na nowo prawa przednia lapke. I jeszcze dostalem nowe swiatelka, teraz mam z pomaranczowym kierunkiem. Lakier tez nowy, w kazdym razie na wiekszosci powierzchni. Rodzinka twierdzi, ze byl bardziej zielony, albo ze bardziej niebieski. W zaleznosci, ktora czesc rodzinki. Ale na razie jezdzi i to jest piekne.
A tak na marginesie uwaga o pierwszych wrazeniach po wypadku.
Podobno przez kilka sekund bylem nieprzytomny. Chyba tak z dziesiec to minimum, bo samochod z tylu zdazyl juz zatrzymac sie i podeszli do nas ludzie. No ale widze: samochod lezy, zona w dziwnej pozycji wisi wpieta w swoj fotel nade mna, czuc mocny zapach spalenizny. Przypominam sobie gdzies z tego forum, ze dieselki lubia sie zapalic po dachowaniu (moze to nie tak bylo, ale szok powypadkowy). Chwila paniki: palimy sie. Dopiero po chwili: to jaski tak smierdza dymem.